Kiedy skończyliśmy przygarnął mnie do siebie, a ja się w niego
wtuliłam. Po chwili zdałam sobie sprawę, że obserwuje nas zrozpaczony i
wściekły Nath...
Odsunęłam się jak najszybciej od Jamiego i wstałam z łóżka. Nath cały czas patrzył na mnie tym samym wzrokiem, a mianowicie przepełnionym nienawiścią i smutkiem. Gdy otworzyłam drzwi balkonowe zdałam sobie sprawę, że na środku balkonu stoi czarny stolik przykryty czerwonym obrusem i dwa białe krzesełka. Na stole znajdowała się zastawa, świece i róże. Mój wzrok wędrował z Nathana to na urządzone dla nas miejsce. Zrobiło mi się strasznie głupio. On się starał jak tylko mógł, a ja spędzałam czas z Jamiem? Z resztą nie zrobiliśmy nic złego! Spędziliśmy czas jak normalni przyjaciele. Otwierałam już buzię, żeby coś powiedzieć, ale Nath mnie uprzedził.
- Nic nie mów. Możesz zjeść razem z nim. - Ostatnie słowa wysyczał i skoczył z balkonu.
Krzyknęłam zaskoczona i przez chwilę stałam osłupiała. Nie zważając na nic weszłam na barierkę i skoczyłam za ukochanym. Po chwili zdałam sobie sprawę co ja wyprawiam. Zaczęłam krzyczeć. Modliłam się w duchu, aby moja śmierć była szybka. Zdawało mi się, że lecę kilka minut, aż do momentu upadku. Usłyszałam trzask kości i czyjś krzyk. Wiedziałam, że nie wróży to nic dobrego...
Ledwo co podniosłam głowę i cały świat zawirował. Nie zemdlałam. Widziałam doskonale, ale nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. Zobaczyłam nade mną mnóstwo głów. W tłumie byli wszyscy oprócz Nathana. Wychwytywałam tylko pojedyncze słowa 'Nathan' , 'balkon' , 'Janette' ,
'upadek'. Zdałam sobie sprawę, że pode mną leży połamany Nathan. Po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. Moje kończyny odmawiały posłuszeństwa, ale zaczęłam się podnosić. Chłopcy chcieli mnie powstrzymać, ale odgoniłam ich ręką. W końcu stanęłam. Spojrzałam na swoje nogi i zaniemówiłam. Z lewej nogi wystawała kość piszczelowa. Natomiast druga była w porządku. Mój prawy nadgarstek był nienaturalnie wygięty. Wzięłam kilka głębokich wdechów, zamknęłam oczy i nastawiłam go. Z mojego gardła wydobył się wrzask. Nathan leżał ciągle w tym samym miejscu. Był przytomny, ale widziałam w jego oczach cierpienie. W końcu do Sykesa podszedł Siva i wziął go na ręce. Zaczęłam się sprzeciwiać, bo widziałam jaki ból mu sprawia. Powstrzymał mnie Jay. Kiedy chciałam go odepchnąć wziął mnie pod ramię.
- Uspokój się, tym mu nie pomagasz! Po co w ogóle skakałaś z tego pieprzonego balkonu!? - Spuściłam głowę, a on poprowadził mnie do salonu.
Obserwowałam jak Seev najdelikatniej jak potrafi kładzie Nathana na podłodze. Z jego ust wydobył się krzyk, a moje serce podeszło do gardła. Gdyby nie ja nic by mu się nie stało... Jay położył mnie na kanapie, a wtedy podszedł do mnie Siva.
- Janette posłuchaj mnie teraz uważnie. Najpierw nastawię Ci bark, a później będę musiał wepchnąć ci kość piszczelową na właściwe miejsce, rozumiesz?
- Nie, najpierw zajmij się Nathanem. - Pokręciłam głową, ale od razu tego pożałowałam. Złapałam się za nią,a gdy opuściłam rękę przeraziłam się. Na mojej ręce widniała ciepła, czerwona ciecz.
- Jeśli najpierw zajmę się Nathanem to ty wykrwawisz się na śmierć. Mai szybciej wracają do siebie. Jeśli nie nastawie ci teraz barku i nogi, zmiażdży cię. - Posłał mi słaby uśmiech i odwrócił się do Toma. - Jak nastawie jej kości, musisz szybko narysować iratze na potylicy, barku, nadgarstku i piszczelu. - Znowu zwrócił się do mnie. - Gotowa?
Skinęłam tylko głową, a Siva położył swoje ręce na moim barku. Przekręciłam głowę tak, aby zobaczyć Nathana. Wpatrywał się we mnie, a ja w niego. Mocno zacisnęłam oczy, gdy Siva zaczął odliczać. Usłyszałam kolejny trzask kości tego dnia. Z mojego gardła wydobył się wrzask. Moja klatka piersiowa opadała w ekspresowym tempem, a paznokcie wbiły się w dłoń. Świat zawirował. Przede mną stał pochylony, rozmazany Siva. Krzyczał coś, ale nie byłam wstanie wyłapać słów. Nagle powieki stały się ciężkie. Chciałam je zamknąć, ale nie pozwolił mi na to Jay. Klepał mnie delikatnie po policzku.
- Chce mi się spać... - Nie zdołałam dokończyć, bo z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk.
Zaczęłam ciężko oddychać. Tom przyłożył ten przeklęty patyk do mojej klatki piersiowej nad sercem i zaczął rysować taki sam znak jak w aucie. Mój słuch wciąż nie był zbyt dobry, ale tym razem usłyszałam co mówi Tom.
- Max iratze nie działa! - Przeniósł wzrok z Maxa na mnie. - Nie zasypiaj, błagam cię...
Walczyłam z sobą, ale moje powieki były takie ciężkie. Oddech robił się coraz słabszy. Zamknęłam oczy, ale chwilę później poczułam znajomy mi zapach. Otworzyłam oczy. Przede mną klęczał Nathan.
- Błagam cię, nie zasypiaj. Nie zostawiaj mnie, nie teraz. - Spojrzałam w jego tęczówki, były intensywnie zielone. - Nie gniewam się na ciebie, tylko nie zostawiaj mnie.
Słyszałam, że każde słowo kosztuje go dużo wysiłku, ale był dzielny. Zrobił to dla mnie. Też chciałam być dzielna, ale powieki same się zamykały. Spojrzałam na niego z przymrużonych powiek, dotknęłam jego policzka i wychrypiałam.
- Przepraszam.
Po tym moje oczy zamknęły się, a serce przestało bić.
~*~
Stałam w białej otchłani. Przede mną majaczyły trzy osoby. Chciałam się cofnąć, ale nie mogłam. Moje nogi przyklejone były do podłoża. Zaczęłam panikować. Widząc mój niepokój jedna z postaci wyszła naprzód, a dwie stanęły za nią. Pierwsza postać zaczęła zmniejszać między nami dystans. Kiedy była już prawie na wyciągniecie ręki, stała się widoczna. Zaparło mi dech w piersi, gdy zdałam sobie sprawę kto przede mną stoi. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Były to łzy szczęścia. Po roku rozłąki miałam przed sobą najważniejszą dla mnie osobę. Ciocię Rosalie.
Wyciągnęła rękę w moim kierunku, a następnie zaczęła ocierać moje policzki. Jej dłoń była taka prawdziwa, a zarazem dziwna. W końcu udało mi się ruszyć, ale wtedy ciotka przylgnęła do mnie i zaczęła.
- Stój gdzie stoisz. Nie wolno ci się stąd ruszać, Janette. - Odsunęła się ode mnie, ale jej ręce nadal znajdowały się na moich barkach. Jedną ręką zaczęła gładzić mnie po policzku. - Moja malutka Janette. Nawet nie wiesz jak mi Ciebie brakowało. Chciałabym Ci wszystko opowiedzieć, ale nie mamy czasu.
- Ciociu tak mi Ciebie brakuje. Po twoim odejściu było mi tak ciężko, a gdy ojciec zabił Wildfire'a załamałam się - załkałam. - Przepraszam, że robiłam sobie krzywdę.
- Nie przejmuj się, to nie twoja wina. Teraz jesteś bezpieczna z Max'em i to się liczy. Teraz chciałabym Ci kogoś przedstawić. - W naszą stronę sunęły dwa cienie, które stały za ciocią. Po chwili mogłam spostrzec ich twarze.
Przede mną stała piękna, młoda brunetka z nieziemskimi niebieskimi oczyma. Tuż obok niej stał wysoki, dobrze zbudowany, zielonooki blondyn. Trzymali się za ręce i uśmiechali się do mnie...
- Janette, chciałabym Ci przedstawić Lucy George oraz Alex'a Wood'a. - Uśmiechnęła się do mnie, ale ja nadal nie wiedziałam kto to jest.
- Ciociu, kim oni są? - szepnęłam jej na ucho, a nasi towarzysze spojrzeli po sobie. W końcu podeszli do mnie. Kobieta złapała mnie za jedną rękę, a mężczyzna za drugą. Ciągle patrzyli w moje oczy.
- Jesteśmy twoimi rodzicami, kochanie. - Odezwała się kobieta, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Wpatrywałam się w nich z szeroko otworzonymi oczami. Przetwarzałam to, co przed chwilą usłyszałam. Kobieta dotknęła mojego policzka i jeździła kciukiem w tą i z powrotem. - Tak długo czekałam na to spotkanie, ale nie chciałam, żeby nastąpiło w takich okolicznościach. - Przytuliła mnie do siebie, a ja odwzajemniłam uścisk. Nigdy nie czułam się tak jak w tej chwili. Wiedziałam, że ta osoba mnie kocha, tak samo jak ja ją. Miłość bezgraniczna. Całe życie pragnęłam, żeby mama lub tata przytulili mnie w ten sposób. Okazali mi chodź trochę miłości. Zaciągnęłam się zapachem mojej mamy i momentalnie się odsunęłam. - C...coś się stało?
- Twój zapach... Ja go znam... - Popatrzyłam w jej oczy. Moje oczy zaszły łzami gdy przed moimi oczami ukazało się wspomnienie, które w snach nie dawało mi spokoju.
' Byłam w matczynym łonie. Mama leżała na kolanach taty, a on głaskał ją po ciężarnym brzuchu. Ciągle do mnie mówił. Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie wiedziałam jak. Za każdym razem gdy mówił jak bardzo mnie kochają, podskakiwałam, aby dać im znać, że ja też ich kocham. Wiedziałam, że domyślają się dlaczego to robię. Zawsze wtedy śmiali się, a później tata całował mamę w brzuch. Do dnia moich narodzin działo się tak ciągle. Właśnie, do dnia narodzin...
Tamtego dnia miało być jak zawsze. Rankiem mama była słabsza niż zwykle, czułam to. Starałam się jej to powiedzieć, ale każda moja próba była nieudolna. Jak zawsze, mama położyła się na kolanach taty. Okazywali sobie czułości, a następnie tata zaczął do mnie mówić. Zaczął całować mamę po brzuchu. Starałam się mu przekazać, że z mamą jest źle, ale on źle to odbierał. Sądził, że jestem szczęśliwa i wszystko jest dobrze. Nagle mama dostała silnego skurczu. Tata zaśmiał się, bo myślał, że to ja. Mama wrzasnęła, a ja zaczęłam się dusić. Tata zaczął panikować, a mama zanosiła się bólem. Chciałam, żeby przekazała ten ból na mnie. Nie chciałam, żeby cierpiała. Mama zaczęła krzyczeć, że tata musi mnie wyciągnąć. Zaczęłam walczyć o przetrwanie. Wierciłam się, a moja mama z każdym moim ruchem krzyczała. Wiedziałam, że ją zabije, ale to było silniejsze ode mnie. W końcu mama zaczęła rodzić, gdy pępowina odwinęła się z mojej szyji. Tata ostrożnie wyjął mnie z matczynego łona. Wzrok skierowałam na mamę. Moje malutkie serduszko krajało się, widząc jak moja matka oddaje ostatnie tchnienia. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Mama zdążyła wyszetać tylko, że nas kocha i oddała ostatnie tchnienie. '
Skierowałam swój wzrok na tatę.
- Tato, czy ty... mnie nienawidzisz ? -Wyszeptałam. Spojrzał w moje oczy, a następnie przytulił mnie do siebie.
- Dlaczego sądzisz, że cię nienawidze, kochanie? Kocham Cię ponad wszystko, zawsze będę cię kochał kotku. - Zmarszczyłam brwi na co się zaśmiał. - Kiedy byłaś u mamy w brzuszku nazywałem Cię kotkiem, bo w końcu masz mojego geny. Z tajemniczego źródła wiem, że tak jest.
- Sądzę tak, bo to ja zabiłam mamę. Gdyby nie ja, żyłaby...tak jak ty, tato... - Z moich oczu lały się strumienie łez. Mama obróciła mnie w swoją stronę i spojrzała na mnie.
- Nigdy więcej tak nie mów. Zginęłabym drugi raz, aby uratować Cię po raz drugi. Jesteś dla Nas wszystkim kochanie. - Przytuliła mnie do siebie i kontynuowała. - Znasz mój zapach, bo zawsz przy Tobie byłam. Razem z tatą oczywiście. - Moje policzki zalał róż na myśl o tym, że widzieli mnie i Nathana podczas naszych małych pieszczot. Tata się zaśmiał, a ja przeklęłam się w myślach.
Mama szepnęła mi na ucho.
- Nie bój się, wtedy nie podglądaliśmy. Chociaż stanowczo uważam, że za wcześnie na takie rzeczy, Janette! Poza tym... wampir, kochanie?
- Ma skłonności do łamania prawa po rodzicach. - wyszeptała ciocia, ale tata to usłyszał i zgromił ją wzrokiem. Ciocia razem z tatą wymienili jeszcze inne spojrzenia. Odezwał się tata.
- Kochanie spójrz w dół. - Wykonałam jego prośbę i schyliłam głowe.
Podemną widniał obraz chłopców, którzy stali nad moim ciałem. Wciąż leżałam na kanapie. Seev starał się odciągnąć Nathana na bok, aby opatrzeć jego rany, ale on wyrywał się. Krzyczał, że chcę umrzeć i dołączyć do mnie.
- Chciałabyś znów żyć Janette ? - Zapytała mnie ciocia.
- Chciałabym, ale nie chcę Was opuszczać. Tak długo żyłam w kłamstwie, z fałszywymi rodzicami... Nie chcę Was stracić poraz kolejny... Po prostu nie chcę. - Zaczełam płakać. Mama podniosła mój podbrudek. Widziałam, że walczy z łzami.
- My też nie chcemy Cię stracić, słonko. Jednak musisz tam wrócić i żyć dla nas, dla przyjaciół i dla Nathana. Musisz tam wrócić, rozumiesz ? - Spojrzałam w jej oczy. Przytuliła mnie i szepnęła. - Zobaczymy się jeszcze nie raz, kochanie. Będę Ci pomagać razem z tatą. Tylko bądź silna i wróć do nich. Żyj dla mnie, taty, cioci i Wildfire'a. - Odsunęła się ode mnie. Spojrzałam na tatę, ciocię i w kocu na mamę. Poczułam jak odpycha mnie od siebie, w białą przestrzeń. - Walcz i wróć do nich. Kochamy cię!
~*~
Zaczęrpnęłam powietrza i otworzyłam oczy. Nademną klęczał Nathan z zamkniętymi oczami, a reszta była odwrócona do mnie tyłem i płakała... Podniosłam rekę w górę i przysunęłam nadgarstek do policzka Nathana. Poruszył się niespokojnie, ale zignorował mój gest myślać, że śni. Wreszcie z mojego gardła wydobył się cichy dźwięk.
- Wróciłam, dla Ciebie.
_______________________________________________________________
Yooo wszystkim! Oto i jesten z rozdziałe 14. Jak zwykle do dupy ;_;
No, ale mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu się Wam podoba...
Nie będę wymuszała na Was liczby komentarzy, ale pamiętajcie, że są one dla mnie ważne. Znam wtedy Waszą opinię na temat rozdziałów...
Co do stylu pisania. Postaram się to poprawić, ale nie obiecuję. Mam już to we krwi i ja nawet nie jestem świadoma, że źle pisze O.o
Dobra sprawa z rozdziałem gotowa, więc mam jeszcze jedną rzecz.
Dodałam zakładkę ' SPAM '. Jeśli chcecie za promować swojego bloga lub nominować mnie to właśnie TAM! W tej zakładce również możecie zadawać pytana bohaterom c: Zresztą wejdźcie w nią i sami się przekonajcie ;)
To tyle, sooo paaa kochani xx