sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 8

Rano obudziły mnie czyjeś szepty. Leniwie otworzyłam powieki, a przede mną ujrzałam Maxa, Toma, Jaya, Sive i 2 nieznane mi dziewczyny. Momentalnie podbiegł do mnie Max i złapał mnie za rękę.
- Boże Janette! Nareszcie się obudziłaś! Już chcieliśmy wieźć Cię do szpitala. Jak się czujesz? Boli Cię coś ?
- Matko, Max jeszcze raz, ale tym razem wolniej.
- No więc tak... Gdy wchodziłaś po schodach źle się poczułaś. Wtedy Tom wziął Cię na ręce. Kiedy chciał otworzyć zemdlałaś i takim oto sposobem leżysz tutaj, a my stoimy. Po jakiś 2 godzinach przyszły Nareesha i Kelsey. Później się poznacie. Po 8 godzinach przyleciała Michelle.
- Czyli spałam ponad 10 godzin ?
- No spałaś równy dzień...  - Odezwał się zmieszany Jay.
Przez dobre 5 minut powtarzałam sobie w myślach słowa Jaya ' No spałaś równy dzień '. W głowie zaczęło mi się robić echo tego zdania. Potrząsnęłam głowę, a wtedy Max mocniej ścisnął moją rękę i zaczął gadkę.
- Janette, wszystko w porządku ? Może powinniśmy jechać do szpitala ?
- Max spadaj, teraz moja kolej na wypytywanie. - Miejsce Maxa zajął Tom i teraz to on złapał moją rękę.
- Jak się teraz czujesz ? - Tom mówił to z takim opanowaniem jak wtedy w salonie gdy Nathan zaczął się awanturować.
- Wiem, że może to głupio zabrzmi, ale jestem strasznie zmęczona...
- To ty śpij, a ja będę przy Tobie czuwał. - Tym razem do słowa doszedł Jay.
- Czegoś takiego spodziewałabym się po Maxie, ale nie po tobie Jay. - Wtedy wszyscy się zaśmiali, a Max wywrócił oczami. - Ale tak na poważnie to co byś tutaj robił ? Ja zamierzam spać Jay. - Puściłam do niego oczko, a ten się zarumienił. Maxowi ewidentnie to się nie spodziewała, bo od razu spojrzał wściekły na Jaya.
- Nikt nikogo nie będzie pilnował! Wszyscy rozejść się do swoich pokoi i to w tej chwili! - Kiedy wszyscy wychodzili Max tym razem zwrócił się do mnie. - A z Tobą moja droga Panno porozmawiam jak wyzdrowiejesz. - Pogroził mi palcem i wyszedł.
Jezus z nim to gorzej niż z dzieckiem. Nie można do nikogo oczka puścić, bo od razu są jakieś podteksty.
Kiedy udało mi się już dobrze ułożyć na plecach, zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Niestety nie było mi to dane, bo ktoś wszedł do mojego pokoju.
- Wiem, że jesteś zmęczona, ale chciałem ci powiedzieć, że jeśli będziesz czegoś potrzebowała to zapukaj w ścianę lub przyjdź do pokoju obok. Tam jest mój pokój, a do pokoju na przeciwko ciebie raczej nie wchodź. Tam jak wiesz jest pokój Nathana. To ja już nie przeszkadzam, paaaa.
Jay zniknął tak szybko jak wszedł. Przez dobre 10 minut starałam się zasnąc, ale nic... Zaciskanie powiek też nie pomogło... W końcu postanowiłam policzyć konie. Ciocia zawsze się ze mnie śmiała, że zamiast owiec liczyłam konie. Zawsze gdy to robilam wspominałam czasy jakie spędziłam z Wildfire. Kiedy doszłam do dwusetnego konia morfeusz porwał mnie w swe obięcia.
Rano obudziły mnie śmiechy dobiegające z salonu. Gdy podniosłam się do pozycji siedzącej okropny ból przeszył moją rękę. Jednak przed zejściem na dół postanowiłam uzupełnić pamiętnik, bo od dwóch dni nic w nim nie zapisywałam. Było mi strasznie ciężko pisać, ale jakoś dałam radę.
Uzupełnienie pamiętnika zajęło mi niecałe 30 minut. Następnie dokuśtykałam do szafy wyjęłam z niego ciemne jeansy, biały t shirt i dużo za dużą szarą bluzę. Po 10 minutowym odświeżeniu się wyszłam z łazienki i udałam w kierunku drzwi.
Gdy wychodziłam z pokoju potknęłam się o coś. Moja chora ręka została przywalona moim ciałem. Ból był w ręcz nie do zniesienia. Zagryzłam jak najmocniej wargę, ale to i tak zbytnio nie pomogło. Kiedy leżałam na ziemi nieruchomo poczułam że coś spływa mi po brodzie, jednak nie miałam siły sprawdzić co to. Nawet nie musiałam. Wiedziałam, że to krew. Ewidentnie za mocno zagryzłam wargę.Po chwili zebrałam w sobie siły i zaczęłam się podnosić. Ręka nie ułatwiała mi tego zadania, ale spięłam się w sobie i ostatkiem sił podniosłam się. Teraz zdałam sobie sprawę, że to nie zwykłe stłuczenie tylko coś poważniejszego...
Ostatkiem sił dodreptałam do schodów. Po śmiechach i głośnej rozmowie mogłam stwierdzić, że chłopaki siedzą w salonie i oglądają jakiś film. Po moich policzkach ciekły słone łzy, którymi powoli zaczynałam się dławić. Ból zaczął przeszywać mnie przez całe ciało. Teraz miałam to gdzieś, że chłopcy zobaczą że płaczę. W tym momencie nie potrafiłam powstrzymać łez. W końcu dotarłam do salonu, a kiedy chłopcy mnie zobaczyli byli w szoku. Maxowi, Nathanowi i Tomowi wypadło nawet piwo z ręki.
- Max, zawieziesz mnie do szpitala, błagam ?
 Max chyba nie za wiele zrozumiał, bo łkałam i wyszedł z tego bełkot. Nic nie odpowiedział tylko rzucił do Toma ' weź ją do samochodu ', a sam wybiegł. Reszta pobiegła za Maxem, a Tom wziął mnie pod ramie i zaczął prowadzić przed dom.
  ~*~
Do szpitala dotarliśmy w niecałe 20 minut. Max jechał jak wariat. Ja leżałam na kolanach Toma i Jaya. Nathan siedział naprzeciwko mnie, a obok niego Siva. Przez całą drogę Siva trzymał Nathana. Oczy Sykesa nie były takie jak dawniej... Były prawie czarne, a jego skóra zbledła. A może tylko mi się wydawało ?
W szpitalu była ogromna kolejka, ale jak pielęgniarka zobaczyła w jakim jestem stanie, wzięła mnie na salę. 
- Panowie z rodziny ?
- Tak, jesteśmy rodziną. - Głos zabrał Max.
Wszyscy weszli do sali, a mnie położono na jednym z łóżek. 
- Co się Pani stało w rękę ? -Kiedy pielęgniarka dotknęła mojej ręki krzyknęłam z bólu. - Ta ręka jest ewidentnie złamana i to nie stało się dzisiaj, prawda?
- Jakiś tydzień temu spadłam ze schodów i się poturbowałam, a ręka z pewnością nie jest złamana ona jest po prostu stłuczona! 
- Niech pani tu poczeka, ja pójdę po lekarza. 
Teraz tylko czekać na ' A nie mówiłem ' ze strony Maxa... Jednak nic takiego się nie zdarzyło...  W końcu przyszedł  lekarz, a za nim pielęgniarka.
- Więc to pani twierdzi że nie ma złamanej ręki od tygodnia, ale jak ktoś panią dotyka w jej miejsce to boli, tak? - Pokiwałam tylko głową na tak... - A więc zabierzemy panią teraz na rentgen.
- Czy to konieczne !?
Boże przecież jak oni zrobią mi rentgen to przy okazji odkryją moje blizny... Jezu czy ty jeszcze istniejesz!?
- Tak, to konieczne.
- Ale ja się nie zgadzam!
- Możecie nas zostawić samych, proszę ? - Z końca sali dobiegł donośny głos Toma. Wszyscy niechętnie wyszli, aż w końcu zostałam z Tomem sam na sam. - Janette wiem, że robiłaś sobie krzywdę.
- Ale... ale skąd to wiesz ?
- Pamiętasz jak wnosiłem cię na górę ? - Nie czekając na moja odpowiedź kontynuował. - Wtedy na twoim nadgarstku zobaczyłem blizny. Nie byłem pewien od czego one są, wiec później poszperałem w necie i znalazłem... Mała, dlaczego się cięłaś ?
- Ja... ouch nie ważne! Błagam cię, nie mów nic chłopakom.
- Nie powiem im jeśli obiecasz, że już więcej tego nie zrobisz.
- Obiecałam już to komuś innemu, tobie już nie muszę. - Warknęłam na niego, a następnie zawołałam lekarza.
- Jest pani gotowa ?
Kiwnęłam tylko głową, a wtedy dwóch pielęgniarzy wywiozło mnie na korytarz. Na krześle przy sali siedział Nathan. Obok niego siedział Jay, który trzymał go w żelaznym uścisku. Sykes wciąż miał te dzikie oczy, jego wszystkie mięśnie były napięte, a szczęka była mocno zaciśnięta. Kiedy Jay mnie zobaczył wzdrygnął się i momentalnie mocniej objął Nathana. Max i Sivy nie widziałam, a raczej nie miałam szansy ich zobaczyć, ponieważ znalazłam sie w sali z rentgenem. Nawet nie wiem kiedy tam dojechałam.
Zabiegł przebiegł boleśnie. Dowiedziałam się, że mam złamanie zmęczeniowe lewej ręki. Nazwa może nie jest groźna, ale jednak to tylko pozory. To złamanie powstaje w wyniku powtarzających się przeciążeń kończyny; złamanie powiązane z chorobą. Kiedy spadłam ze schodów złamałam sobie rękę, a później przez moją głupotę wdało się zakażenie. Teraz czekam na operacje nastawienia czy coś, ale lekarza powiedzieli mi od razu że nie wiedzą czy uda im się poskładać moja rękę. W takim wypadku będą musiała ją mieć amputowaną. Kiedy zapytałam się czy od razu nie mogą dać mi jakieś trucizny, żebym nie musiała się męczyć Sykes się roześmiał, a Max na mnie nakrzyczał i wybiegł ze szpitala. No, ale kto normalnie funkcjonuje z jedną ręką !? Nie chce żeby wszyscy przy mnie chodzili i się mną opiekowali!
~*~
Szłam po zielonej polanie. Była to ta sama polana, na której spotkałam nieznajomego chłopaka i Wildfire. Może i była tym samym miejscem, ale dzisiaj była mroczna. Las przy polanie płonął, zwierzęta uciekały, cała polana była we krwi... Na drugim krańcu polany kucał tyłem do mnie chłopak, ale nie ten sam z poprzedniego snu. To był ktoś inny. Wokół nieznajomego było pełno krwi, kiedy podeszłam bliżej zauważyłam, że przed chłopakiem leży martwe zwierze. Nie trudno domyślić się kto tego wszystkiego dokonał. Nagle ktoś zakrył mi usta i wziął na ręce. Tym kimś był chłopak z poprzedniego snu. Poznałam go po zapachu. Kiedy dotarliśmy do wybranego miejsce przez chłopaka postawił mnie na ziemi, ale moja wolność nie trwała długo. Chłopak przygniótł mnie do drzewa.
- Czy ty chciałaś popełnić samobójstwo!? Gdyby on nie był zajęty jedzeniem to ty byłabyś jego nie wiem którym daniem! Nie wolno ci się do niego zbliżać rozumiesz? 
- Czego ty w ogóle ode mnie chcesz?! Kim ty jesteś? Kim był tamten chłopak? Dlaczego mnie nawiedzać?
- Tamten chłopak był zły, sama się domyśl kim był. Chcę cię chronić Janette.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! Kim jesteś ?
- Dowiesz się w odpowiednim czasie, a teraz posłuchaj tego co ci powiem. Wiedz, że jesteś w niebezpieczeństwie i radze trzymać ci się z dala od kłopotów Janette. Normalność wcale nie jest taka dobra, jak się wydaje.
Po tym chłopak przepadł. Znowu nie widziałam jego twarzy, pozostała mi tylko wiedza jego zapachu...


_______________________________________________________________


Dooooooobry Wieczór Wszystkim! 
Wiem, ze rozdział do najdłuższych nie należy, ale już chciałam  skończyć i dać wam coś do poczytania :)
Znowu zacznę od ' wiem '. XD
Wiem, ze rozdział miał być w poniedziałek i to nawet chyba w tamten ale się nie wyrobiłam. Mam taki zapieprz na głowie, że masakra ;_;
Jednak mam nadzieję, że wam się choć trosze podoba. 
Wkręciłam do opowiadania pewien wątek, który już za kilka rozdziałów powinien robić się dla was jaśniejszy. Mogę wam zdradzić tyle ' przeczytajcie dokładnie sen Janette, a następnie wyszukajcie w tekście haczyków '. To taka mała podpowiedź. 
Tak w ogóle to co sądzicie o nowym szablonie ? Według mnie jest nieziemski! Jeżeli wejdziecie w zakładkę ' Szablon ' to tam znajduję się link do szabloniarni od której otrzymałam szablon. Mój szablon wykonywała Cary! Bardzo wam polecam tą szabloniarkę bo wykonuje nieziemskie szablony *o* 
Do końca przyszłego tygodnia zakładka ' bohaterowie ' powinna być do końca zrobiona. Może się zastanawiacie dlaczego na szablonie jest inna dziewczyna niż wcześniej na nagłówku. Jest ponieważ sądzę że będzie wam łatwiej wyobrażać sobie niektóre scenki ( bynajmniej ja tak robię ) i Lily jest dużo ładniejsza. Lily jest cudna *o*
Dobra ja kończę, mam nadzieję że rozdział się podobał i mnie nie zabijecie ♥ 



2 komentarze:

  1. super rozdział:)
    biedna Janette ona to ma pecha
    ale zastanawiam się po co chłopaki trzymają Nathana no chyba nic jej złego nie zrobi;d
    mam nadzieję że Nathan nie będzie nie miły dla niej:)
    weny dużo życzę i czekam na next;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale wymyśliłaś z tą ręką xD #Genius normalnie.
    Jak napisałaś, że Jay trzymał Nathana to w moich myślach od razu pojawił się Jaythan. Taaaak, wiem :D Ale po czo oni go trzymają? Chyba Sykes jej nie zje, nie? xD Ja wiem, że to korniszon (a korniszony są złe), ale no... Nie przesadzajmy xD Podejrzewam, że Nathan jest wampierem. Ewentualnie demonem xD Sama mi tam kiedyś mówiłaś, że ciągnie cię do czegoś takie, sooo... Teraz to robisz i ja wiem, że ja mam rację co do Sykesa xD
    No cóż... Czekam na natępny :) Weny Julcik :P
    Ps: Ten gif z Lily jest taki fuashnklnsakfnw *.*

    OdpowiedzUsuń